piątek, 24 lutego 2017

Zero waste

Przeplatając notki podróżnicze z notkami minimalistyczno-ekologiczno-samaniewiemjakimi, zauważyłam, że rzeczywiście jestem coraz bardziej zanurzona w nurt zero waste. Efekt gotowanej żaby - na początku tak tego nie nazywałam. Wygląda więc na to, że to pora najwyższa, aby tak właściwie opisać, czym jest ów ruch i jak wciągnął mnie w swój wir, prawda?

W przyrodzie nic nie ginie. Niestety, zapominamy o tym na co dzień. (źródło: https://www.macalester.edu/sustainability/images/Zero%20Waste%20Image.jpeg )
CO TO JEST ZERO WASTE?

Wystarczy podstawowa znajomość języka angielskiego, żeby domyśleć się, o co chodzi - zero waste, czyli zero odpadów, czyli staramy się nie produkować śmieci. Tak? Proste?
No nie do końca.
Odpady to nie tylko śmieci wrzucane do kontenera z napisem "zmieszane". Odpady to cały pozostawiony po sobie ślad węglowy, zużycie surowców, konsumpcja.
O czym więc należy myśleć, rozważając aspekt zero waste? Weźmy na warsztat mycie naczyń.
W takim przypadku odpadem jest nie tylko plastikowa butelka po detergencie, ale też zanieczyszczona woda, a nawet odpady powstałe w wyniku produkcji i transportu środka czyszczącego. W ten sposób zimna woda jest bardziej ZW niż ciepła, lokalny płyn do mycia naczyń bardziej ZW niż ten sprowadzany z drugiego końca świata, a robiony własnoręcznie - bardziej niż kupny.
Brzmi skomplikowanie? Nie oszukujmy się - koncept jest trudny i nie jest to coś, co wprowadza się w życie z dnia na dzień. Raczej małymi kroczkami dąży się do celu.
To jednak tylko przykład, ogólny zamysł ruchu zero waste polega na tym, aby unikać wytwarzania niepotrzebnych i szkodliwych produktów, a tym już istniejącym dawać nowe życie.

PO CO?

Mimo że od najmłodszych lat uczymy się o tym, że w przyrodzie nic nie ginie, a za swoje czyny musimy ponosić konsekwencje, na co dzień jednak zupełnie o tym nie myślimy. Dbamy o czystość naszego otoczenia, co w dużym stopniu polega na usuwaniu z niego śmieci - no właśnie! Przecież coś, co wrzuci się do osiedlowego śmietnika, nie przestaje istnieć! Zostaje tylko przeniesione na inne, większe śmietnisko, gdzie będzie leżeć. I leżeć. I leżeć.
Ty już umrzesz, Twoje wnuki umrą, a plastikowa butelka po wypitej wczoraj wodzie, folia po batonikach i tubka po paście do zębów zużytej lata temu dalej będą tam leżeć.
Stopniowo śmietniska zajmują coraz większą powierzchnię Ziemi, która też przecież jest naszym domem, na dużo większą skalę.
Co gorsza, nieprzetwarzalne siatki foliowe czy inne plastikowe opakowania stwarzają poważne zagrożenie dla zwierząt, które często mylą je z pożywieniem lub zaplątują się w nie. W Polsce, w Europie często o tym się nie myśli, bo problem nie jest dość wyraźnie widoczny.

A tak to wygląda w niektórych miejscach. (źródło: http://cdn3.collective-evolution.com/assets/uploads/2014/07/ocean-polllution.jpeg )
Oczywiście wystarczy zrobić sobie spacer do pobliskiego lasu po wiosennych roztopach. Widok jest uderzający. Ale później idzie się do czystego domu i przestaje o tym myśleć.

Próbowałam doszukać się, jaki procent Ziemi jest pokryty śmietniskami - znalazłam informacje, że 28% Ziemi, a 88% oceanów. O ile pierwsza odpowiedź nie jest poparta żadnymi źródłami, o tyle druga wydaje mi się dość rzetelna - można o tym poczytać TU.

CO W TAKIM RAZIE ROBIĆ? DWIE ZŁOTE ZASADY RUCHU ZERO WASTE

O ile, jak już wcześniej wspomniałam, wprowadzenie w życie całkowitej bezodpadowości z dnia na dzień jest praktycznie niemożliwe, o tyle bardzo łatwo zorientować się w tym kierunku przy korzystaniu z dwóch zasad.
  • ZASADA 5R: REFUSE, REDUCE, REUSE, RECYCLE, ROT (ang. odmów, ogranicz, użyj ponownie, przetwórz, kompostuj) - wymowne, prawda? Przy okazji rozprawia się z mitem, jakoby głównym celem ruchu było poddawanie recyklingowi wszystkiego, co się da. Nie. Sednem jest odmowa używania wszystkiego, czego się da. Codziennie używamy mnóstwa niepotrzebnych rzeczy, których w ogóle sobie nie uświadamiamy, a które, jakby się zastanowić, zostały wyprodukowane tylko po to, aby zostać wyrzucone. I nie rozłożyć się przed najbliższe kilkaset lat.
  • CRADLE-TO-CRADLE, CZYLI OD KOŁYSKI DO KOŁYSKI. Szczerze mówiąc, z tą nazwą zetknęłam się po raz pierwszy dopiero dzisiaj, ale tak bardzo mi się spodobała, że postanowiłam o niej wspomnieć. Nawet mimo że tak naprawdę jest tylko rozwinięciem poprzedniej zasady. O co bowiem chodzi? Większość produktów jest dzisiaj używana w cyklu cradle-to-grave, czyli od kołyski do grobu. Jak już napisałam - kupujesz, używasz (albo i nie), wyrzucasz. Co można zrobić inaczej? Użyć ponownie. I ponownie. I ponownie. Nawet nie chodzi o to, żeby nosić jedną koszulkę, aż przetrze się tak, że zostaną z niej pojedyncze nitki. Kiedy się zniszczy, można z niej zrobić na przykład małe woreczki do przechowywania drobiazgów, chusteczki do nosa, przemielić na wypełnienia do poduszek - ogranicza nas tylko wyobraźnia.

Sama, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o tym, że istnieją ludzie, którzy próbują w ogóle nie wytwarzać odpadów, pomyślałam, że to bardzo drastyczne, skrajne i niemożliwe. Z perspektywy czasu i znajomości powiem jedno - każde z nas miało takie wrażenie przy pierwszym kontakcie. W dłuższej perspektywie okazuje się jednak, że to nie tylko możliwe, ale i całkiem przyjemne. Owszem, wymaga trochę zachodu, ale jak miło jest pomyśleć sobie, że ja ze śmieciami nie mam nic wspólnego! W końcu śmieci nikt nie lubi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz