środa, 9 listopada 2016

Kasztanowe kontrowersje, czyli zróbmy pranie!

Od kiedy pamiętam, pranie robiłam "normalnie". Do jednej komory proszek, do drugiej płyn do płukania, 30 albo 40 stopni, 800 obrotów i po mniej więcej półtorej godziny ubrania znowu są czyściutkie, pachnące chemiczną świeżością i właściwie prawie suche.
Słyszałam o orzechach piorących, znałam ludzi, którzy ich używali, ba, nawet widziałam je i dotykałam ich! Kiedy podniosłam swoją świadomość ekologiczną, zapragnęłam sama zacząć ich używać, ale wtedy... bam! W październiku zobaczyłam na facebooku linka do artykułu, który z miejsca przyciągnął moją uwagę. A to dlatego, że opisywał, jak zrobić płyn do prania z kasztanów. Tak, ze zwykłych kasztanów.
Nie powiem, podekscytowałam się. Jak to tak, z kasztanów? Mam po prostu nazbierać kasztanów i prać?.. Wow. Oczywiście pierwszego z brzegu bezdeszczowego dnia wybrałam się na bezkrwawe polowanie z torbą. Dzieląc się radosną nowiną z przypadkowymi ludźmi.

 - Jak to jest, że w każdym wieku chce się zbierać kasztany, prawda?
 - Ach, bo wie pani, czytałam artykuł o tym, że można zrobić płyn do prania z kasztanów! Teraz nazbieram i będę testować.
 - Z kasztanów? Płyn do prania?!
 - TAK!!
(Tu należy sobie wyobrazić szaleństwo w oczach, ale z tego pozytywnego rodzaju).

Dobra, więc co trzeba zrobić, kiedy już nazbiera się tyle kasztanów, że można sobie nimi wyłożyć całą podłogę w mieszkaniu?

PRZEPIS NA KASZTANOWY PŁYN DO PRANIA
  • Na jedno załadowanie pralki wystarczy wziąć 4-5 kasztanów.
  • Kasztany trzeba rozdrobnić, co można zrobić na kilka sposobów: pokroić nożem na kilka kawałków, zblendować lub owinąć w ściereczkę i potłuc młotkiem albo innymi ciężkimi przedmiotami. Ogółem - im drobniej, tym lepiej. Intuicyjnie obieram kasztany z brązowych łupin, myślę, że tę opcję polecam.
  • Teraz znów mamy kilka możliwości! Można to, co zostało z kasztanów, zawiązać w welurowym woreczku (albo po prostu skarpecie, której już nie będziesz używać) i wrzucić do prania albo zalać szklanką wody. Im cieplejsza woda i drobniejsze cząstki, tym mniej czasu potrzeba, przy zblendowanych i wrzątku wystarcza ponoć 10 minut. Ja zwykle zostawiam na co najmniej pół godziny, najlepiej na noc.
  • Po namoczeniu powinien pozostać mlecznobiały płyn, który odcedzamyprzez sitko. Masę wyrzucamy (nadaje się na kompost), a wody używamy jak płynu do prania. Taki detergent daje się przechowywać w lodówce przez kilka dni.
  • Do prania ręcznego ponoć najlepiej jest wygotować kasztany i dopiero przecedzić.

Kiedy powiedziałam o tym mamie, wpadła w panikę. Dosłownie.

 - Ale jak to, kasztany?! Matko, przecież kasztany brudzą!!
 - Brudzą? Ale jak brudzą? W jaki sposób?
 - NO NA BRUDNO BRUDZĄ!!

Ta informacja nieco mnie zmartwiła. Co będzie, jeśli zamiast czystych ubrań dostanę ubrania bezpowrotnie zniszczone?.. Co jeśli, o zgrozo, będę musiała przyznać mamie rację?
Postanowiłam jednak zaryzykować i zaufać internetowi, twierdzącemu, że kasztany zawierają bardzo dużo saponin - taka lokalna wersja orzechów piorących, nie trzeba sprowadzać z dalekich Indii.

Jak efekty? Cóż. Pierwsze pranie - ok, pobrudzić niczym się nie pobrudziło. Co prawda większe plamy się nie sprały, ale to chyba bardziej moja wina, bo ich nie zaprałam (przyznaję, z jakiegoś powodu jestem beznadziejną praczką, każdy, komu zafarbowałam skarpety na brudny róż albo wymiocinowoniebieski, może to potwierdzić). Nawet jakoś ładnie pachniało, ale zaraz, czy to nie resztki proszku zatrzymane w pralce?
Drugie pranie, w którym pamiętałam o zapraniu plam - super! Chociaż chyba duży udział miało w tym mydło, którym zapierałam?

Gdy otworzyłam wiaderko, aby przygotować się do trzeciego prania...
Fuj. Szczerze, myślałam, że już powysychały... Jeszcze do teraz czuję smród spleśniałych i sfermentowanych kasztanów. Ale, co robić, nie poddam się tak łatwo - znalazłam część nietkniętą przez pleśń i wysuszyłam na kaloryferze, z resztą pożegnałam się raz na zawsze.
Tym razem ubrania wyszły jakieś takie... brudne. To znaczy kiedy wysychały na suszarce, niczym nie przypominały świeżego prania.
Bardziej wydzielały subtelny aromat znoszonych, mokrych ciuchów.
Daję łapkę w dół.

Także po ręcznym praniu (do którego jednak nie wygotowywałam kasztanów) zauważyłam kilka delikatnych, żółtawych śladów w odcieniu płynu kasztanowego. Czyżby mama miała rację?

Dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na temat wyników tego eksperymentu, usłyszałam sugestie, że być może ubrania wydają mi się czystsze, ale gdybym "uprała" je w samej wodzie, efekty byłyby takie same. Dziś znalazłam artykuł, w którym autorka opisuje badania, według których... pranie orzechami piorącymi jest tak samo efektywne jak pranie samą wodą. Czyli jednak?
Z drugiej strony zaś, wpadłam też na nieco szerszy opis kasztanowej mocy, w dodatku po polsku. Tutaj można też przeczytać, że warto dodać do białego prania sodę oczyszczoną. Rzeczywiście, widziałam internetowe skargi na szarzejące pranie po orzechach indyjskich.

Wniosek z tego wszystkiego dla mnie jest jeden - jeśli chcesz spróbować sam(a), śmiało. Nic złego nie powinno się wydarzyć.
Jeśli o mnie zaś chodzi, może spróbuję jeszcze raz, dla pewności, lecz raczej zaczynam się rozglądać za ulepszeniami tej opcji, które pozwolą cieszyć się czystą odzieżą bez wypuszczania połowy tablicy Mendelejewa do wody, zatruwania środowiska i używania plastikowych opakowań.
Nie daję od razu kasztanom czerwonego światła, ale na pewno nie poprzestanę na nich samych, bo mi coś za mało czystości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz